#13 Elegia dla bidoków, J.D. Vance


„Elegia dla bidoków” to książka, która przez wiele tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów „New York Timesa”. Jest to bardzo osobista opowieść człowieka, który – jak sam przyznaje – nie dokonał w życiu niczego wielkiego. Kim więc jest J.D. Vance? To przede wszystkim pisarz, prawnik, publicysta i przedsiębiorca, dorastający w miasteczku w „pasie rdzy” w Ohio, w rodzinie białych Amerykanów z klasy robotniczej. Jeden z „bidoków”, którzy dla swoich bliskich byli w stanie uczynić naprawdę wiele. Mały J.D. marzył o pracy, w której mógłby bawić się ze szczeniaczkami za pieniądze 😉 Nie znał się na polityce, nie zauważał zmian powoli zachodzących w najbliższej okolicy. Dopiero gdy dorósł, zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że jego miasto odstaje od reszty Ameryki.

Pomimo, że nazwisko Donalda Trumpa nie pada w „Elegii…” ani razu, to jednak treść książki stanowi poniekąd wyjaśnienie, dlaczego wygrał on wybory. Autor ukazuje zmienność poglądów bidoków, czy tok myślenia, jakim kierują się głosując. Głosy w stanie Ohio wydawały się być jednymi z kluczowych, jeśli chodzi o wygraną Trumpa, ze względu na to, że jest to jeden ze stanów „niezdecydowanych”, decydujących poniekąd wedle powiedzenia „As Maine goes, so goes the nation”. W świetle wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku, świetnie tym razem pasowałoby tutaj też Ohio. Autor nie mówi o Trumpie, w swoich rozważaniach wspomina za to poprzednich rządzących, czasami choćby pobieżnie.

Nie jest to więc badanie postaci obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tak naprawdę jest to analiza części społeczeństwa, jakie Donald Trump ma pod swoimi rządami. Ukazane w książce obserwacje z pewnością można przełożyć na sytuację w innych krajach, także w Polsce. Autor pokazuje, że biała klasa robotnicza nie szuka winy w sobie, tylko obarcza nią polityków, rządzących i społeczeństwo, bo tak jest im wygodniej. Nie próbują znaleźć pracy, nie walczą z uzależnieniami, nie podejmują trudnych decyzji. Łatwiej im jest obwiniać innych o zaistniałą sytuację.

„Oszczędność jest sprzeczna z naszą naturą. Wydajemy pieniądze, bo chcemy udawać klasę wyższą. A kiedy już sprawa się rypnie – gdy trzeba ogłosić bankructwo albo ktoś z rodziny płaci za naszą głupotę – zostajemy z niczym. Nie ma z czego opłacić studiów dzieciom, nie ma pomnażających majątek inwestycji, nie ma poduszki finansowej na wypadek utraty pracy. Wiemy, że nie powinniśmy tak szastać pieniędzmi. Czasem sami to sobie wypominamy, ale i tak to robimy”.

Autor dokonuje gorzkiej analizy społeczeństwa, w jakim dane mu było dorastać. Rozlicza swoją rodzinę, sąsiadów, obcych spotkanych w sklepie. Mówi o ludziach, uzależnieniach, chociaż nie jest socjologiem czy psychologiem. Sięga po wyniki badań, cytuje pomocne artykuły, dokonuje trafnych obserwacji, stawia wiele pytań, szuka rozwiązań mogących poprawić sytuację osób w podobnym położeniu. Vance jest głosem, który pokazuje tę społeczność od środka.

J.D. Vance jako jeden z niewielu był w stanie dostrzec, że wcale nie musi żyć tak, jak otaczające go osoby. Po trudnych doświadczeniach z dzieciństwa i czasów dorastania, podkopujących mocno jego wiarę i poczucie bezpieczeństwa, był w stanie dostrzec inne opcje, dające mu nadzieję na lepszą przyszłość. Ostatecznie po latach wyrzeczeń i ciężkiej pracy osiągnął sukces – zyskał dla siebie własny odpowiednik "amerykańskiego snu". Na szczęście miał wokół siebie osoby, które pokazały mu, że można żyć inaczej, motywowały go, po części też ukształtowały jego charakter – w swoich rozważaniach często wspominał Mamaw i Papaw, czyli rodziców swojej matki. To właśnie te fragmenty, ukazujące losy rodziny autora, najbardziej przykuwały moją uwagę. W przypadku tej książki z ciekawością przerzuca się kolejne strony, poznaje kolejnych członków jego rodziny oraz okoliczności jego dorastania.

Mam wrażenie, że „Elegii…” nie można bezpośrednio określić jako reportaż, ukazana jest raczej w formie pamiętnika, czy wspomnień. Książka napisana jest potocznym językiem. Czytając, wielokrotnie zastanawiałam się nad brzmieniem poszczególnych zdań w oryginale, ze względu na to, że niekiedy bidoki nie posługiwały się do końca poprawną angielszczyzną. Vance nie sili się na wymądrzanie, miejscami język jest prosty – niczym ludzie z jego rodzinnego miasta. Autor nie stara się niczego udawać, dzięki czemu opis jego życia wydaje się być tak wiarygodny i autentyczny.

Nie czytałam pozostałych pozycji odnoszących się do amerykańskiej gospodarki i polityki, zresztą część reportaży poruszających taką tematykę nie jest jeszcze dostępna na polskim rynku. Trudno więc jest mi się odnieść do tego, jak „Elegia dla bidoków” wypada na ich tle. Myślę jednak, że jest ważnym, wartym poznania głosem. Książka ta zawiera sporo goryczy, czasem nawet dosadnego języka, ale także humoru i wiary. Mówi o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, o wiecznym braku pewności i poczucia przynależności, ale także o spełnianiu marzeń – o tym, że w głębi duszy większość z nas pragnie gonić za lepszym życiem.

Planujecie sięgnąć po tę pozycję? 😉

Autor: J.D. Vance
Tytuł: Elegia dla bidoków
Tytuł oryginału: Hillbilly elegy
Wydawnictwo: Marginesy
Tłumaczenie: Tomasz S. Gałązka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 318

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

Komentarze

  1. Dziękuję za recenzję. Ciekawa byłam jak inni odbierają tę książkę. Mnie się bardzo podobała. Najbardziej chyba ten autentyczny obraz tamtejszej społeczności – codzienne życie, kłopoty, z jakimi się borykają, trudności jakie napotykają, ale też te wesołe momenty. No tak bez lukrowania i upiększeń. A z drugiej strony autor i bohater, któremu udało się osiągnąć sukces mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest bardzo życiowa i prawdziwa, dzięki temu, że jest w niej opisany jeden autentyczny, konkretny przypadek człowieka, któremu udało się przezwyciężyć trudności. Myślę, że może to dawać pewną nadzieję czytelnikom i zasiać w nich trochę optymizmu, co też jest dosyć ważne. Dziękuję za komentarz! ;)

      Pozdrawiam,
      Aneta

      Usuń

Prześlij komentarz