„Małe życie” w 2015 roku było
bestsellerem w Stanach Zjednoczonych, królowało we wszelkich możliwych
rankingach, zdobywając kilka prestiżowych nagród. Również w Polsce premiera tej
książki nie przeszła bez echa. Decyzją użytkowników portalu lubimyczytac.pl
zdobyła nawet tytuł Książki Roku 2016. Z półek wzrok przyciągała piękna
okładka, odzwierciedlająca metropolię Nowego Jorku, jego zatłoczone ulice i
charakterystyczne schody przeciwpożarowe. Sama byłam zaintrygowana, gdy
pierwszy raz o niej usłyszałam. Opis wydawniczy niewiele zdradza, a zagadkowe,
nieoczywiste recenzje wielokrotnie wspominały o pozostawieniu w czytelnikach
silnych emocji. Czy tak było w moim przypadku? I tak, i nie 😉
To bardzo złożona powieść, podzielona
jest na kilka części. Pierwsza z nich przybliża nam sylwetki czwórki
przyjaciół: Willema, Malcolma, JB i Jude’a. Willem jest aktorem, Malcolm
architektem, JB malarzem, a Jude pracuje jako prawnik. Poznajemy ich w momencie
ukończenia studiów i przeprowadzki do Nowego Jorku. Na początku mamy także szansę
lepiej poznać artystyczny, kolorowy świat tego miasta, ze wszystkimi jego wadami
i zaletami. Przyznaję, że początkowe rozdziały były dla mnie mimo wszystko
najbardziej nużące. Ciężko było mi się odnaleźć w gąszczu imion bohaterów i
miejsc. Długie opisy i niewielkie posuwanie się akcji do przodu mogłyby
zniechęcać, ale warto się zawziąć, gdyż kolejne kilkaset stron wynagradza za
cierpliwość.
Początek przybliża nam bohaterów,
dzięki czemu lepiej ich poznajemy i rozumiemy ich późniejsze wybory. Ważnym
aspektem jest tutaj wątek przyjaźni. Autorka świetnie ukazała jej złożoność,
stopniowe dorastanie, wsparcie – to, że czasem wystarczy po prostu być obok. Bohaterowie
pomagali sobie nawzajem, uczyli się sobie wybaczać, byli niemal nierozłączni, zarówno
w trudnych, jak i dobrych momentach. Przyjaźń JB, Malcolma, Willema i Jude’a wielokrotnie
udowadniała, że ich życie tak naprawdę nie jest małe.
„(…) cała sztuka z przyjaźnią
polega na tym, żeby znaleźć ludzi lepszych od siebie, nie inteligentniejszych,
nie bardziej cool, ale lepszych, serdeczniejszych i bardziej wybaczających, a
potem szanować ich za to, czego mogą cię nauczyć, i słuchać ich, gdy mówią ci
coś o tobie samym, choćby i najgorszego… albo i najlepszego, to się zdarza; i
ufać im, co jest najtrudniejsze ze wszystkiego. Ale też i najlepsze”.
Kolejne części głównie skupiają
się na najbardziej zagadkowym bohaterze. Jakie tajemnice skrywa Jude, chłopak najbardziej
skryty i małomówny z całej czwórki? Tu nic nie zdradzę, stopniowo będziemy
dowiadywać się o nim kolejnych rzeczy, nie zawsze łatwych i prostych.
Wydaje mi się, że nie jest do
książka dla każdego. Jest wymagająca i skłania do zastanowienia. Porusza szeroką,
trudną tematykę, opisuje między innymi pojęcie przemocy, traumy, uzależnień,
chorób, homoseksualizmu, braku akceptacji, ale także przyjaźni, miłości i sztuki.
Miejscami nie ma tu wartkiej akcji, ukazane jest za to szerokie spektrum emocji
– lęk, radość, smutek, czy cierpienie. Zwłaszcza cierpienia jest tutaj dużo,
można nawet mieć pretensje o to, czy autorka trochę nie przesadziła.
Zastanawiam się, czy nie zrzuciła na jednego bohatera zbyt wielu nieszczęść. Nie
twierdzę, że to niemożliwe, że nie mogło wydarzyć się naprawdę. Bo mogło. Niekiedy
wydawało mi się po prostu nieprawdopodobne, że jedna osoba może doświadczyć w
życiu tak wiele zła, niefortunnych zbiegów okoliczności, mieć wokół siebie
osoby wyłącznie o złych zamiarach. Mam wrażenie, że Yanagihara pośród kilkuset
stron pogubiła się w gąszczu pomysłów, wątków, chcąc jak najbardziej zagrać na
uczuciach czytelnika, wzbudzić w nim jak największe współczucie. Jest to jedyny
mój zarzut.
Warto zwrócić uwagę na złożoność
postaci, rozmaite portrety psychologiczne, mądre dialogi i wartościowe cytaty –
autorka potrafi w niezwykły sposób ubrać w słowa proste, zwyczajne rzeczy,
dotyczące nas wszystkich. Towarzysząc bohaterom na progu dorosłości, powoli się
z nimi zżywamy, przez kolejne lata podpatrujemy ich wybory w życiu zawodowym i
prywatnym, z ciężkim sercem przewracając ostatnią stronę, gdy nadchodzi moment
pożegnania. Nie odczułam tak silnych emocji, o których kilkakrotnie czytałam w
recenzjach, ale bez wątpienia przywiązałam się do bohaterów, zwłaszcza do
Willema i Jude’a, i trudno było mi się z nimi „rozstać”. Dlatego też polecam
sięgnąć po tę książkę, być może wielu z Was odnajdzie w niej kawałek swojego „małego
życia”.
Czytaliście? Chętnie poznam Wasze
opinie 😉
Autor:
Hanya Yanagihara
Tytuł: Małe życie
Tytuł
oryginału: A Little Life
Wydawnictwo:
W.A.B.
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Rok
wydania: 2015
Liczba
stron: 813
dobra recenzja :) poczytałbym
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuń